III  roboczy  batalion – 32 km


           Batalion liczył około 900 żołnierzy. Poza ziemiankami mieszkalnymi była kuchnia, „sanczast”, w tym odrębna ziemianka dla chorych na œwierzb,       jak wszędzie odrębna siedziba oficera politycznego, zwana „kapliczkš”,
i areszt, czyli „gaubtwachta”. Nieco oddalona była latryna, składajšca się
z krzyżaków, na których położona była solidna żerdŸ, jej dach tworzyły gałšzki z jedliny, miała tylko œciany boczne, z tyłu i z przodu  cała przestrzeń była otwarta po to, aby była możliwoœć obserwowania.

Pierwszy okres to było wegetowanie na gołej ziemi, przy ogniskach,
na pograniczu wytrzymałoœci, szczególnie gdy temperatura spadła do  - 20C. W ziemian­kach było już o wiele cieplej i znoœniej. Miały one blaszanš beczkę służšcš za piec. Beczka była od wewnštrz wyłożona glinš, aby lepiej utrzy­mywać ciepło. Na końcu ziemianki było miejsce przeznaczone dla pisa­rza,                  z małym stoliczkiem, z jednym niewielkim oknem, naturalnym Ÿródłem œwiatła. Do wyposażenia pisarza należała „kopciłka” – banieczka po konser­wach, wypełniona ropš, w której tkwił knot. Prycze były wykonane z okršglaków, na których się spało bez poœcieli i przykrycia. Po ogłoszeniu ciszy nocnej, aby utrudnić ewentualne ucieczki, obowišzywał rygor roze­bra­nia się do bielizny. Spano najczęœciej dwójkami. Jeden buszłat był posłaniem, drugi służył za kołdrę, pod głowę podkładało się czapki „uszanki” .

 

Plan obozu III batalionu. Rys. Wiktor Iwanowski ze Szczecina

    

 

              Plan obozu III batalionu. Rys. Kazimierz Kozłowski z Torunia

 

 

Przez długi czas nie można było uzyskać szkicu trzeciego batalionu.

W 2001 r. uzyskano dwa szkice, nieco różnišce się, ale odtworzono         je po przeszło 50 latach, czas zrobił swoje.

 Stocki   Bolesław –  ur. 18.08.1926 r. w Mołodecznie,

                                                   zm. 22.11.1999 r. w Gorzowie  Wlkp.

     Gorzów - 1948 r.

 

 

Żołnierz 13 Brygady „Nietoperza”, rozbrojony ze znacznš częœciš swego oddziału. Internowany w Miednikach, wywieziony do Kaługi, gdzie poczštkowo dostał przydział do „pulemiotnowo bataliona” (karabinów maszynowych), do kompanii rusznic przeciwpancernych. Nie zdšżył przejœć w tym zakresie przeszkolenia, bo po kryzysie przysięgowym” wraz z innymi złożył swojš niesprawnš rusznicę  do  pułkowego magazynu broni.  Po wywiezieniu

do lasu trafił do III roboczego batalionu. Pracował przy wyrębie drzew. Do kraju wrócił w styczniu 1946 r. Podjšł pracę w Dyrekcji Lasów Państwowych w Gorzowie Wlkp. Tu złożył egzamin dojrzałoœci             w Liceum Handlowym, a następnie ukończył studia ekonomiczne w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Szczecinie. Dostał nakaz pracy do Technikum Finansowego w Gorzowie Wlkp. jako nauczyciel przedmiotów ekonomicznych. Był dobrym organizatorem i wychowawcš młodzieży. Jego wychowankowie osišgali znaczne sukcesy sportowe w  kajakarstwie. Był również jednym z aktywnych działaczy ruchu akowskiego, między innymi inicjatorem i współwykonawcš tablic pamištkowych w koœciołach gorzowskich – jednej  w katedrze, poœwięconej   w lipcu 1984 r. z okazji         40-lecia operacji „Ostra Brama”, drugiej w koœciele pw. NMP Królowej Polski – ku czci żołnierzy 13 Brygady „Nietoperza”.

 


 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 


                            

 

 

1944 r.

 

Œredniakowo, 1945 r.

 

Zaœwiadczenie Centralnego Państwowego Archiwum Sowieckiej Armii z dnia 7 lipca 1987 r.,              że Stocki Bolesław Władysławowicz od 5 sierpnia 1944 r. do 6 stycznia 1946 r. odbywał służbę w zapasowym pułku strzeleckim jako szeregowiec.

 

 
         


        

 

 

 

 

Zaœwiadczenie Centralnego Państwowego Archiwum Sowieckiej Armii z dnia 7 lipca 1987 r.,              że Stocki Bolesław Władysławowicz od 5 sierpnia 1944 r. do 6 stycznia 1946 r. odbywał służbę w zapasowym pułku strzeleckim jako szeregowiec.

 

 

 

 

         Kazimierz  Kozłowski  – ur. 10.02.1928 r. w Mołodecznie,

                                                    żołnierz 13 Brygady „Nietoperza”, ps. „Kozioł”

Pole tekstowe:

Zrobił doktorat. W latach 1984-86 pełnił funkcję Dziekana  Wydziału Technologii i Inżynierii Chemicznej Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy, bezpartyjny.

Po akcji „Ostra Brama” i aresztowaniu gen. „Wilka” oraz innych oficerów rozpoczęliœmy marsz naszej 13 Brygady „Nieto­­perza” w kierunku Puszczy Rudnickiej. Byliœmy pod cišgłš obserwacjš lotniczš, a sowieckie oddziały starały się blokować dojœcie do puszczy. Po paru dniach marszu zostaliœmy otoczeni przez czołgi i rozbrojeni. Skierowano nas do obozu w Miednikach. Podczas tego marszu dużo osób próbowało uciekać. Ja też z Bolkiem Stockim chcieliœmy uczynić to samo,                  ale do domu, do Mołodeczna, było daleko, a tam nasz los byłby niepewny, zmobilizowano by nas do wojska, skierowano na taki odcinek frontu, gdzie nikt żywy by się nie ostał. Do Miednik dotarliœmy około 20 lipca 1944 r. Było tam już bardzo dużo rozbrojonych partyzantów. Po paru dniach przyjechał, w polskim mundurze, pułkownik Soroka. Jego wystšpienie łamanš polszczyznš: „W Polsce utworzyłsia nowyj rzšd i kto kce może pujœć w polskuju armju” zostało wygwizdane. Następnego dnia pojawiły się rosyjskie dziewczyny w mundurach z arkuszami „Żełajuszczyje postupit’ w polskuju armju”. Co to za polskie wojsko, gdzie organizujš i rzšdzš Rosjanie, wrogo ustosunkowani do nas. Mimo to znaleŸli się ochotnicy do Armii Berlinga. Wyprowadzono ich poza obóz. Okazało się nazajutrz,
że większoœć z nich uciekła, resztę przyprowadzono z powrotem. Warunki bytowania w Miednikach były okropne, wyżywienie raz dziennie menażka rzadkiej zupy, dobrze, jeżeli udało się jej dostać. Większoœć spała na dworze. Dół kloaczny cuchnšł niesamowicie, odchody płynęły potokiem. W końcu lipca wyprowadzono nas do wagonów. Przed wyjœciem dokładna rewizja. Rekwirowano noże, brzytwy, zegarki itp. Pozwolono zabrać menażki i łyżki. Ja nic nie przemyciłem. Załadowano nas do towarowych wagonów, w moim wagonie było około 70 osób. Na œrodku wagonu w podłodze był otwór ok. 10-15 cm. Tu załatwialiœmy nasze fizjologiczne potrzeby. Transport składał się z około 50 wagonów. Byliœmy œciœnięci jak œledzie,        o położeniu się wszystkich nie było mowy. W Mołodecznie na postoju stał obok transport z rannymi sowieckimi żołnierzami. Zdarzyło się, że ktoœ poznał znajomego
z akcji walk o Wilno. Jeden z rannych Rosjan zaczšł krzyczeć: „Dokšd go wieziecie! On ze mnš przelewał krew”. Eskorta, składajšca się głównie ze  skoœnookich Azjatów, była niewzruszona, nie dopuœciła do żadnego zbliżenia. W Mołodecznie dostaliœmy po małej puszce konserw rybnych i po jednym solonym œledziu. Byliœmy bardzo głodni, otrzymane racje natychmiast skonsumowaliœmy, nie zdajšc sobie sprawy, że wkrótce dręczyć nas będzie okropne pragnienie, a wody nie dosta­waliœmy. W naszym wagonie jeden z partyzantów przemycił zegarek, który wymienił z ruskim kolejarzem na dwa wiadra wody. To nie rozwišzało sprawy pragnienia. Dopiero silna ulewa pozwoliła nam na zaspokojenie tej dolegliwoœci. W nocy na odcinku Mołodeczno – Mińsk w naszym transporcie była próba ucieczki. Pocišg zatrzymano. Słyszeliœmy strzały, ale o rezultatach niczego nie dowiedzie­liœmy się. Po przeszło tygodniowej podróży w nocy usłyszeliœmy orkiestrę wojskowš. Wagony otworzono i kazano nam wysiadać. Byliœmy w Kałudze. Pod eskortš przypro­wa­dzono nas do koszar wojskowych, do œrodka nas nie wpuszczono, nocowaliœmy na dworze. Byliœmy głodni, udało mi się przez płot wymienić buty na kawałek chleba. Następnego dnia grupami brano nas do fryzjera i do łaŸni. Każdy miał wszy. Nie mieliœmy żadnych dokumentów. Zaczęto rejestrację. Starsi mówili, aby niekonie­cznie podawać swoje rzeczywiste dane (nazwisko, datę urodzenia), więc z Bolkiem podaliœmy 1928, takich młodych było więcej. Utworzono batalion młodzieżowy („uczebnyj”). W skład tego batalionu wchodziły dwie roty: „pulemiotnaja” (ckm-ów) i „PTR” (rusznic przeciwpancernych). Ulokowano nas w starych koszarach. Po pobudce mieliœmy kłopoty z owijaczami, które stale nam spadały. W naszej rocie PTR były dwa plutony po około 36 żołnierzy, w rocie „pulemiotnoj” były chyba 3 plutony. Niestety, nie pamiętam, ile batalionów liczył nasz pułk.

            Dzień zaczynał się o godz. 6.oo, następnie do WC, gimnastyka, mycie się – wszystko jak na komendę. Œniadanie – pół wiadra rzadkiej zupy, bochenek chleba             na 10 osób. Chleb był jak glina z ziemniakami, miał ważyć 2 kg, nikt jednak tego nie  sprawdzał. Potem ćwiczenia. Najpierw musztra, nauka o broni (karabiny dostaliœmy stare, bez amunicji) i ćwiczenia taktyczne na poligonie. Obiad był podobny do œniadania, dostawaliœmy tylko więcej chleba (po 250 g na osobę)  i drugie danie, najczęœciej kaszę jaglanš (proso). Młodzieżowy batalion tym różnił się od pozo­stałych, że po obiedzie przymusowo rozbierano się i przez godzinę spaliœmy. Po tym odpoczynku szliœmy znowu na poligon. Dwa albo trzy razy w tygodniu „politzaniatija” (pranie mózgów). Pewnego dnia spędzono nas na plac apelowy, gdzie odbył się pokazowy sšd polowy. Sšdzono trzech naszych kolegów za dezercję: Zygmunta Kasperowicza, Bolesława Stacewicza i N.N. Chłopcy bronili się dzielnie, nie chcšc uznać przypisywanego im sowieckiego obywatelstwa. Wyrok był jednakowy dla wszystkich – 10 lat przymusowych robót. NKWD wzmogło czujnoœć. Byłem raz wezwany na przesłuchanie, pytano mnie, kto planuje ucieczkę, przeszukano mój portfel, zabierajšc zdjęcia. W naszym batalionie nasi sowieccy podoficerowie namawiali nas do przysięgi dla Stalina. Byliœmy jednak odporni – mówiliœmy, że już składaliœmy przysięgę, od której nikt nas nie może zwolnić.

            Przyszła jesień. Byliœmy kilka razy w nocy wysłani do pracy w porcie rzecznym, do przerzucania węgla, który usypany w duże pryzmy po deszczach samozapalał się. Po takiej pracy pozwalano nam spać do obiadu. Pułk miał gospodarstwo rolne. Wysłano nas na wykopki. Norma na osobę to 7 wyoranych pługiem rzędów o długoœci 200 m. Pierwszego dnia nikt jej nie wykonał. Dowódca zarzšdził:„Kto nie wykona normy, nie dostanie jedzenia, zaœ ten kto wykona, może sobie ugotować ziemniaki.” Urodzaj był dobry, sierżant doradził, aby nie zbierać tak dokładnie, mniejsze zostawiać w ziemi. Nam nie trzeba było tego powtarzać. Norma była wykonana, chociaż więcej ziemniaków pozostawało w ziemi. Mogliœmy gotować kartofle. Bolek dwa koszyki ziemniaków zamienił w pobliskiej osadzie na litr mleka. Mogliœmy sobie zrobić kluski kartoflane z mlekiem.

Po wykopkach powrót do Kaługi, łaŸnia, po której dano nam stare, łatane ubrania i stare buciki. Zaczęło się wysyłanie do różnych prac. Nasz pluton oddelegowano do Szemiakina, około 50 km od Kaługi, gdzie pracowaliœmy przy załadunku wagonów drewnem opałowym. Po paru tygodniach wysłano nas do pracy w sowchozie. Na œniadanie dostawaliœmy miskę obranych gotowanych kartofli i miskę kapusty kiszonej lub œwieżej i nasz „suchy pajok”(suchary i jakieœ kostki na zupę). Po œniadaniu przydzielano nas do różnych prac rolnych. Tu dopiero poznawaliœmy w praktyce ogólny bałagan i brak jakiejkolwiek organizacji –              to brakowało odpowiednich narzędzi, to już ktoœ inny wykonywał tę pracę                lub w ogóle nie można było jej znaleŸć. Zdarzało się, że wymęczone kobiety, bo one stanowiły głównš siłę roboczš, prosiły naszych chłopców o spowodowanie awarii,
np. młockarni, przez włożenie zmarzniętej słomy, w wyniku czego przez cały dzień była ona w naprawie. Praca w sowchozie dobiegła końca. Ponowny powrót                do Kaługi i wyjazd do lasów pod Moskwš.

Do lasu przyjechaliœmy jako resztki naszego pułku w Kałudze. Ziemianki były już całkowicie gotowe. Ja z Bolkiem Stockim stanowiliœmy parę, dostaliœmy piłę i siekierę oraz normę dziennš 10 m3 drewna do ułożenia w sztaple. W ziemiance naprzeciw był Zygmunt Kasperowicz, ps. „Kędzierzawy”, z naszej 13 Brygady, ten, którego sšdzono za ucieczkę w Kałudze. Pracowaliœmy również przy ładunku wagonów. Warunki ładowania, szczególnie zimš, były bardzo ciężkie. Pewnego razu  drewno było złożone ok. 200 m od wagonu, kloce były bardzo grube, wmarznięte  w ziemię. Jeden z moich kolegów powiedział głoœno: „Nie będziemy ładować!” Usłyszał to nasz sierżant Kinzigułow – Tatar. Zaprowadził nas w jeszcze gorsze miejsce, gdzie już trzech innych też nie chciało ładować. Kiedy ponownie sierżant przyszedł nas sprawdzić, któryœ w wagonie kopnšł kloc drewna. Spadł on tuż przed  nosem Kinzigułowa. Za karę brał nas do wagonów, gdzie jeszcze trwał załadunek. I tak musiałem pracować do rana, a póŸniej musiałem wysłuchać jego reprymendy w ziemiance. Następnie zostałem wezwany do politruka, który zagroził wywiezieniem mojej matki na Syberię. PóŸniej dowiedziałem się, że Kinzigułow po powrocie do swojej wsi popełnił samobójstwo, rzucajšc się pod pocišg. Przeciwieństwem Kinzigułowa był nowy sierżant Łamanow. Był porzšdnym człowiekiem. Widział, jak trudno wykonać normy pracy, wiedział, że musieliœmy czasem „kombinować”, aby jš przekroczyć celem otrzymania „depe”. Pomagał nam w tym zabawiajšc „dziesiatnicę” (przyjmujšcš od nas wykonanš pracę). A wyżywienie było bardzo złe, byliœmy stale głodni. Np. pewnego dnia kolega Cieszyński, ps. „Rombel”, zaproponował nam zakład, że zje swojš porcję obiadowš oraz drugie danie całej dziesištki. W przypadku przegranej nie dostanie przez 10 dni drugiego dania, jeżeli zje, to wygra zakład. Ponieważ bardzo prosił,  zgodziliœmy się. Zjadł wszystko. Na koniec powiedział: „Gdybym jeszcze wypił kufel piwa, byłbym naprawdę syty”. Z tego można wywnioskować, jakie były te nasze porcje. Otrzymywany tytoń niepalšcy wymieniali na chleb lub ziemniaki. Do gotowania zimš braliœmy œnieg, wiosnš sok brzozowy.

            Na przedwioœniu mieliœmy ładować transport. Na nasz pluton miał przypaœć najgorszy œrodek zestawu. Nasz sierżant Łamanow wyczekuje, aby dostać końcowe wagony, które można odczepić i podepchać w pobliże większego zapasu drewna. Kombat zauważył nasze wyczekiwania i zrugał sierżanta, ale ten nie speszony mówi: „Ostatni wychodzimy, ale pierwsi wracamy.” I tak było, raportuje majorowi „Załadowaliœmy 7 wagonów i parowóz”. PóŸniej w nagrodę załatwił nam lekkš pracę przy paleniu gałęzi. Było już ciepło, zdjęliœmy buszłaty. Łamanow poucza, jeżeli siedzicie przy ognisku, to wystawiajcie wartownika, aby w czas uprzedził, kiedy ktoœ nadchodzi, a sam odchodził do miejscowych kobiet. W czasie tej pracy spadła iskra z ogniska na mój buszłat, bawełna szybko się pali, a więc mało               co udało się uratować. Następnego dnia rano deszcz ze œniegiem, zimno, nie mam           co ubrać. Łamanow daje mi swój buszłat, sam włożył swój szynel (płaszcz), póŸniej załatwił z magazynem i dostałem cały buszłat. Za to go wszyscy ceniliœmy                     i poważaliœmy. Pod koniec kwietnia otrzymałem z domu paczkę, którš trzeba było odebrać w urzędzie pocztowym w Korobowie, odległym około 30 km. Po drodze ujrzałem jak 10 kobiet cišgnęło pług, jako siła pocišgowa, obraz sowieckiej gospodarki. Towarzyszšcy mi sierżant usprawiedliwiał: „To Hitler winien – wszystkie konie wybił”. Muszę jeszcze wspomnieć o dziwnym przypadku. W lesie wybuchł pożar. Chcieliœmy gasić, ale nam nie pozwolono. Dopiero póŸniej zrozumieliœmy, że w ten sposób chciano usprawiedliwić „ubytki” drewna. Różnice między  zapisem przyjętego drewna a stanem faktycznym miał wyrównać pożar. Wreszcie nastšpiło coœ dziwnego. Wezwano mnie do politruka i po nieprzyjemnej rozmowie dowiedziałem się, że jadę do domu, miałem podany rocznik 1928, a takich zwalniano. Odstawiono mnie do Kaługi, tam dostałem trochę lepsze, stare wojskowe ubranie i sprawkę. Nie dostałem biletu ani pro­wian­tu na drogę, ale byłem szczęœliwy – wracam do domu. Do Moskwy jecha­łem  z „opiekunem”, a potem          pod ławkš do domu. Koło Mińska kontrola bile­tów, pomarudzili, ale pozostawili              w spokoju. Rano byłem w Mołodecznie,  w domu.








Zygmunt  Mozgiel – ur. 15.07.1924 r., Głębokie,

                                 żołnierz 7 Brygady „Wilhelma”, ps. „Kometa”

 

Został rozbrojony w Puszczy Rudnickiej 14.07.44 r. wraz z częœciš swojej Brygady. Datę tę zapamiętał, bo 15 lipca były jego imieniny i tego dnia miał odwiedziny matki, od której otrzymał boczek i chleb, a było to koło Miednik.  Po rewizji w Miednikach pozostawiono mu chlebak z przyborami osobistymi. Wyjazd do Kaługi nastšpił 28.07.44 r., przyjazd do Kaługi 5.08.44 r. Przydzielony został do 3 kompanii, w nowych koszarach.                  O przesłuchaniach naszych chłopców przez służby specjalne nie słyszał.        Do pracy w lesie wywieziony został 12.09.44 r., przydzielono go do III bata­lionu koło Œredniakowa. Głównš jego pracš  był wyršb lasu.

Mieszkaliœmy w ziemiankach. Wyżywienie było bardzo słabe, głównie zupy              z kapusty. O ucieczkach naszych chłopców nie pamiętam. W końcu grudnia 1945 r. przewieziono  nas do Kirowa. Tu zostaliœmy przemundurowani            w angielskie sorty (UNRRA). W Białej Podlasce wydawano nam zaœwiadczenia, moje ma nr 1206, wyd. dnia 14.01.1946 r. Ludnoœć Białej Podlaski przyjęła nas bardzo serdecznie.

 

 

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

        Z. Mozgiel, Czesław Babiński i N.N.

 

  Zygmunt Mozgiel i Wiktor Wojciechowski     

 
 


           


Wacław Zdanowicz, Witold Iwanowski i Zygmunt Mozgiel



 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Zespół muzyczny III batalionu.

Od lewej w górnym rzędzie: dr Tadeusz Ginko, Czesław Babiński, oficer sowiecki,

w dolnym rzędzie (leżš): Zygmunt Mozgiel, dr Jan Mańkowski


                                  

 

Wiktor  Iwanowski – ur.16.04.1925 r. w Wilnie,

      żołnierz 7 Brygady „Wilhelma”, ps. „Szpak”

 

Po rozbrojeniu internowany w Miednikach od 18 lipca do 28 lipca 1944 r., potem w Kałudze: 5.08-10.09.44. Następnie pracował w lesie, w III roboczym batalionie koło Œredniakowa, skšd uciekł 15.08.1945 r. Był twórcš drobnych pamištek. Tak opisuje technikę ich wykonania: „Te pudełeczka wykonywałem przy pomocy małego, zrobionego przez siebie noża i kawałka pilnika. Fajkę odlałem na ognisku,  w pudełku po konserwach. Otwory ukształtowałem wciskajšc do formy odlewu, przygotowanš, mniejszš formę. Po wystygnięciu, żmudnš pracš nadałem zaplanowany kształt”.

Profesor dr hab. Uniwersytetu Szczecińskiego, obecnie emerytowany.        Autor ksišżki Wilno, Ojczyzno moja...  Wspomnienia (Szczecin 1994 r.). 


 

Bronisław Żukowski, Wiktor Iwanowski, Stanisław Bieńko „ Cyganko”








Edward  Andruszkiewicz – ur. 25.05.1920 r., Bejcagoło, woj. nowogródzkie,

żołnierz 2 batalionu 77 pp AK „Krysia”  zwiadowca 6 kompanii, ps. „Los”

 

Rozbrojony ze swoim oddziałem w Puszczy Rudnickiej. Przed wyjazdem            z Miednik, w czasie rewizji, zabierano wszystko, nawet żywnoœć. Słyszałem,              że kiedy matka jakiegoœ chłopca w czasie marszu do stacji kolejowej chciała się          do niego zbliżyć, konwojent strzelił do niej. W wagonach było bardzo ciasno, były przeładowane. W czasie drogi odczuwaliœmy ogromne pragnienie. Kiedy wypuszczano nas na krótko „do załatwienia się”, piliœmy brudnš wodę z rojstowych kałuży. Do Kaługi przybyliœmy w nocy, przyjęto nas orkiestrš. Wręczono nam tam starš rosyjskš broń z bagnetami. Dowództwo było rosyjskie i ćwiczono nas                po rosyjsku. Pamiętam pokazowy sšd na placu, gdzie sšdzono naszych kolegów, którzy próbowali uciec i zostali ujęci. Potem broń nam zabrano. Chodziliœmy około 10 km po cegły  z rozbitych domów, które wišzaliœmy paskami i przynosiliœmy                do naszych koszar. Pewnego dnia szukano różnych fachowców: kowali, cieœli, murarzy. Ja się zgłosiłem jako œlusarz. W czasie pracy w warsztacie, prowadziłem notatki, które pewnego dnia zaginęły. Zostałem aresztowany. Do lasu przywieziono nas, do ogrodzonego drutem kolczastym placu. Korzystajšc z nieuwagi konwojentów, starałem się wyczołgać poza ogrodzenie, w kierunku lasu. W pewnym momencie nastšpił wybuch i zostałem poraniony, ale w takim stanie udało mi się  oddalić. Po drodze spotkałem dwie kobiety, które widzšc mój stan (tłumaczyłem,       że napadli na mnie Niemcy), doprowadziły mnie do szpitala. Tam leżałem przez dłuższy czas, rany nie goiły się, straciłem słuch  i mowę. Po pewnym czasie odprawiono mnie do domu, do Radunia, woj. nowogródzkie. W Raduniu, mimo          że byłem w mundurze sowieckim, aresztowano mnie i skazano za przynależnoœć        do polskiej partyzantki. Torturami zmuszano do ujawnienia innych kolegów z AK, szczególnie chodziło im o „Krysiaków” [z batalionu „Krysia”]. Aresztowano             też ojca, brata i siostry. Dopiero po 10 latach wróciliœmy schorowani,                       ze zniszczonym zdrowiem.


         Jan Karyszkowski – ur. 03.05.1927 r. w Przemyœlu

         Rodzice – rodowici wilnianie. Ojciec, z zawodu lekarz, podpułkownik, w latach 1927-1930 pracował w Wojskowym Szpitalu w Przemyœlu, a następ­nie od 1930 r. pełnił funkcję st. ordynatora i z-cy komendanta Wojskowego Szpitala DOWar. - Wilno.

Janek uczęszczał do Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta. Był żołnierzem 3 Brygady „Szczerbca” – ps. „Szkwał”. Po rozbrojeniu przeszedł : Miedniki – Kaługa – lasy podmoskiewskie. Okres ten opisał w obszernym, rzeczowym opracowaniu pt. Z Wilna do Kaługi i dalej na wschód (Kraków 1994 r., 70 stron). Na podkreœlenie zasługujš między innymi zamieszczone tu obiektywne spostrzeżenia o niektórych naszych sowieckich przełożonych*.

 

             

         Fot. 1948 ­r. – matura                                       Fot. 1951 r. – oficer LWP

 

Po ukończeniu w 1950 r. Oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu zostaje zawodowym oficerem. W 1956 r. przechodzi do rezerwy w stopniu kapitana. W Lublinie kończy Wyższš Szkołę Inżynierskš. Pracuje poczšt­kowo na stanowisku gł. mechanika w przedsiębiorstwach melioracyjnych, a następnie w Zespole Szkół Budowlanych w Lublinie. W 1984 r. przechodzi na emeryturę.

 



* Zob. rozdział „Kadra pułku”, s. 77-82.